Mam w domu rasowego mięsożercę, który za łaskotanie szczeciną po podniebieniu
odda królestwo;-) Ja też nie pogardzę dobrą goloneczką, ale bardzo długo nie mogłam przyrządzić takiej, która by mnie zadowoliła. Próbowalam na wieeele różnych sposobów, ale efekt był zawsze średni. Bo wszystkie wcześniej gotowałam w bulionie. I co bym później z nimi nie wyczyniała, wszystkie smakowały tak samo mdło... rosołowo. Tym razem zrobiłam zupełnie inaczej i to jest to. Już kupiłam następną sztukę, bo czuję niedosyt.
Dużą golonkę umyłam dokładnie, ponacinałam skórę i natarłam solą, słodką papryką, kolendrą, pieprzem, oliwą i octem winnym. Przykryłam folią i odstawiłam na noc do lodówki. Na drugi dzień na dobrze rozgrzanym oleju rzepakowym obsmażyłam na rumiano z każdej strony, po czym przełozyłam do naczynia żaroodpornego. Na tłuszcz pozostały po smażeniu wrzuciłam 2 cebule pokrojone w piórka, 3 kulki ziela angielskiego, 2 listki laurowe, szczyptę tymianku, łyżeczkę gorczycy, sól, pieprz i dusiłam chwilę. Pod koniec posypałam całość lekko brązowym cukrem. Gdy zaczął się topić wlałam pół litra piwa i doprowadziłam do wrzenia. Powstałym sosem polałam golonkę i piekłam 3 (a może i 4) godziny pod przykrycem w piekarniku nagrzanym do 180st co pół godziny obracając ją. Pod koniec pieczenia odkryłam pokrywkę, żeby skórka przypiekła się bardziej (choć to niekonieczne, gdyż golonka była apetycznie rumiana) a do sosu wrzuciłam kilka obranych, ponacinanych ziemniaków. Właściwie tu moglabym zakończyć moje gotowanie (odkroiłam kawałek na spróbowanie i już było pysznie) ale miałam wielką ochotę na nieco słodszy smak. W kubeczku wymieszałam więc 1 łyżkę miodu, 3 łyżki słodkiego wina wiśniowego, 3 łyżki sosu sojowego i sok z połowy cytryny. Polałam golonkę i piekłam jeszcze 15 minut.
Wszystkim bardzo polecam taki sposób przygotowania golonki, jest soczysta (choć na zdjęciu wygląda na suchą, ale taka już jest niefotogeniczna) i rozpływa się w ustach. Podczas pieczenia piwo znacznie się redukuje tworząc bajeczny sos, który cudnie froteruje się chlebem, jak już po golonce zostaną same gnaty:-)
4 komentarze:
Ach, ziemniaczki jak marzenie, nawet to mięsko bym zjadła, choć od golonki raczej stronię. ;))
Mamo, ale dawno nie jadlam. Musze zapytac rzeznika czy ma.
W Norwegii też trzeba się nachodzić za świeżą golonką, wszędzie tylko wędzone lub mocno solone...
pozdrawiam
Właśnie gotuje. W Kanadzie są dostępne.
Prześlij komentarz